Początek ludzkości

Poczatek ludzkosci

Wiemy, że nauka, opisując początki ludzkości, kształtuje obraz ewolucyjnej przemiany małp człekokształtnych w gatunek homo sapiens. Padają różne daty pojawienia się pierwszego przodka ludzkości, począwszy od kilkuset tysięcy lat, a skończywszy na dużo bliższym nam okresie. Różne są też metody określania, jaki powinien być ten pierwszy przodek i kogo można uznać za właściwego osobnika zasługującego na miano człowieka. Najwygodniej „rozmyć” ten temat za pomocą różnych hipotez i teorii, a wtedy każdy znajdzie coś, co go zadowoli. Jest tak dlatego, że nauka nie ma jeszcze ustalonego wspólnego kryterium w tej sprawie. Trochę to dziwne, że nie można jednomyślnie określić, kim naprawdę jest człowiek. Tymczasem prezentuje się porośnięte sierścią postacie, trochę podobne do człowieka, które w ciągu setek tysięcy lat przemieniły się we współczesny nam rodzaj ludzki. Archeologiczne znaleziska dotyczące pojedynczych osobników, takich jak neandertalczyk czy inni hominidzi, mają dowodzić ewolucyjnej przemiany formy zwierzęcej w formę człowieka współczesnego. Te istoty stopniowo tworzyły domostwa, potem większe budowle, aż w końcu zbudowały całe miasta. Gdy pojawiły się takie obiekty jak piramidy, to stało się jasne, że mieliśmy już do czynienia z istotą ludzką podobną do nas.

Czy tak to się naprawdę działo? Być może. Są różne hipotezy, ale żadna nie uzyskała pełnej akceptacji.

Religie, szczególnie chrześcijaństwo, budują zupełnie inną wizję początków ludzkości. Ta chrześcijańska opiera się na biblijnej historii dwojga pierwszych ludzi, Adama i Ewy. Według niej Pan Bóg ulepił z gliny, albo inaczej z prochu ziemi, mężczyznę, a następnie ożywił go Swoim „tchnieniem”. Potem, gdy ten spał, wyjął z niego żebro, aby w oparciu o nie stworzyć również kobietę. Okazuje się, że taki obraz wystarcza ogromnej większości wyznawców judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Zresztą podobne opowieści istniały w najstarszych świadectwach starożytnych kultur, a także w wielu religiach.

Najbardziej dziwi bezkrytyczne przyjęcie pradawnej historii rozgrywającej się w Ogrodzie Eden i mówiącej o parze jego młodych mieszkańców, przechadzających się wśród drzew, w przygotowanym specjalnie dla nich środowisku. Niestety wiem, że taka wizja, z braku odpowiedniej wiedzy i wyobraźni, nie budzi u większości dorosłych ludzi żadnych wątpliwości. Proponuję jednak pomyśleć trochę analitycznie, aby prawidłowo zrozumieć ten najważniejszy okres w historii ludzkości.

Przypuszczam, że lepienie z gliny człowieka jest przenośnią oznaczającą ewolucyjne kształtowanie przez Stwórcę organizmu ludzkiego. Chodzi o taki organizm, na przykład humanoida, który byłby gotowy do przyjęcia wzmiankowanego już „tchnienia” od Stwórcy, czyli zaczątku osoby duchowej.

Rzeczywiście, Stwórca mógł wykorzystać wybrane łono samicy najbardziej rozwiniętego gatunku małpy albo nawet żeńskiego humanoida. Przy narodzeniu taki noworodek musiałby otrzymać osobę duchową od Stwórcy, co byłoby właściwym stworzeniem „Adama” i co powodowałoby zupełnie inny niż zwierzęcy rozwój jego osobowości. Nie chodzi tu o fakt, że noworodek mógł być utrzymany przy życiu przez samicę zwierzęcia, co zostało już odnotowane przez naukę, ale o powstanie wewnątrz organizmu biologicznego zaczątku osoby duchowej pochodzącej od Stwórcy.

Od tego momentu biologiczny i mentalny rozwój noworodków, czyli domniemanego Adama i Ewy, przebiegał zupełnie inaczej niż zwierzęcy. Stwórca nie mógł powierzyć ich wychowania zwierzętom, gdyż chodziło Mu o Jego dzieci. Stworzył przecież aniołów, których celem było właśnie doprowadzenie do doskonałości Jego dzieci i towarzyszenie im na wieczność w charakterze sług. Stąd w Ogrodzie Eden obecność aniołów, a przede wszystkich głównego wychowawcy Adama i Ewy, najmądrzejszego wśród archaniołów, Lucyfera. Nic tam nie mogło dziać się przez przypadek, gdyż wszystko wynikało z decyzji doskonałego Stwórcy. To dotyczyło też Archanioła oraz innych aniołów. Tam też doszło do późniejszych wypadków zwanych upadkiem ludzi oraz, moim zdaniem, upadkiem wraz z nimi Archanioła Lucyfera.

Jak zatem pogodzić wersję naukową z religijną?

Przypuszczam, że jeśli nie „wniknie się” w osobowość istoty ludzkiej albo nie zajrzy się za „kurtynę” Wielkiego Wybuchu, to nie będzie szans na pełne zrozumienie najważniejszych zagadek dręczących ludzkość, czyli powstania wszechświata, poznania źródła życia oraz wieczności w człowieku.

Biorąc przykład z naukowców, którzy matematycznie określili moment Wielkiego Wybuchu, można w odpowiednim przybliżeniu obliczyć, kiedy żyła na Ziemi pierwsza para ludzi, którą należałoby uznać za naszych przodków. Wystarczy opisać funkcją algebraiczną (na przykład parabolą) przebieg wzrostu liczby osób żyjących od najdawniejszych czasów do chwili obecnej. Za poziom ich inteligencji można przyjąć średnią między rozsądkiem Gilgamesza, codzienną mądrością starożytnych Greków a zaradnością współczesnych licealistów. Umieszczony na współrzędnej czasowej punkt początkowy tej krzywej, będący najbliżej zera, pozwoliłby znaleźć z pewnym przybliżeniem okres pojawienia się ludzi, którzy zasłużyliby na to miano.

Od strony religijnej właściwy poziom człowieczeństwa jest związany z istnieniem inteligentnej pary ludzkiej umiejącej dyskutować z biblijnym Wężem o zakazie zjedzenia owocu w Ogrodzie Eden. Ta konwersacja pokazuje ich właściwy poziom człowieczeństwa. Nie warto zatem stosować żadnych kalkulacji, czy i kiedy jakiś „neandertalczyk” stał się człowiekiem współczesnym. Warto za to ustalić warunki początkowe dla pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety, których należałoby nazwać Adamem i Ewą, i których można by traktować jak współczesnych ludzi. Uważam, że wobec zjawiska powstania wszechświata, pojawienia się życia w przyrodzie oraz wobec zaistnienia wieczności w człowieku powinien zadziałać efekt podobny do Wielkiego Wybuchu. Te trzy wymienione powyżej zjawiska mają według mnie charakter gwałtownego urzeczywistnienia się w formie aktu stworzenia. Łatwo mówić dzisiaj o nagłym powstaniu wszechświata na drodze Wielkiego Wybuchu, ale dużo trudniej wskazać moment ożywienia materii, który rozpoczął rozwój żywych komórek roślin i zwierząt. Oczywiście rozumiem, na czym polega ewolucja. Doszedłem jednak do wniosku, że pojawienie się dziedziczności życia w naturze musi mieć swoje źródło w praenergii pochodzącej od Stwórcy. Oznacza to, że w pewnym momencie „wlał” On w materię Swoje „tchnienie”. O wprowadzeniu osoby duchowej do rodzącej się osoby fizycznej człowieka w formie aktu stwórczego pisałem już przedtem i będę o tym pisał w dalszych rozdziałach. Reasumując, twierdzę, że pod biblijnymi postaciami Adama i Ewy kryją się pierwsze unikalne jednostki ludzkie, które otrzymały „tchnienie” od Bytu Pierwoistnego w postaci osoby duchowej.

Chciałbym, aby powyższe rozumowanie otworzyło wspólną drogę dla badaczy naukowych i religijnych. W przypadku poznawania przez nich przyczyny Wielkiego Wybuchu i źródła powstania życia nie będziemy już stali bezradnie przed „ścianą” oddzielającą świat czasoprzestrzeni od świata poza czasem i przestrzenią. Również od wieków uznana przez religię ludzka duchowość wskazuje na to, że w przypadku pojawienia się w przyrodzie człowieka dobrze jest brać po uwagę nie tylko argumenty naukowe, ale również te wywodzące się ze sfery, do której nauka nie ma jeszcze instrumentalnego dostępu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ESSENCEISM – system badawczy dla określenia Pierwszej Przyczyny