Tajemnice Ducha Świętego i Jezusa Chrystusa
Kim są Duch Święty i Jezus Chrystus?
Tajemnicza postać Ducha Świętego jest obiektem wielu pytań, jak również wielu teorii. Szczególnie dotyczy to badaczy podających w wątpliwość chrześcijańską wizję Jego osobowości. Również liczne pytania dotyczą szczegółów z życia Jezusa Chrystusa.
Dla chrześcijan identyfikacja Ducha Świętego nie podlega zwykłemu ludzkiemu rozumowaniu. Bowiem w przypadku wprowadzania dogmatów do swojej doktryny wiary rezygnują oni z logiki. Jeden z tych dogmatów stanowi, że Duch Święty jest Trzecią Osobą Trójcy Świętej, czyli Osobowego Boga. Stąd jest On dla tej religii właściwie Samym Bogiem, jakby Jego trzecią „twarzą”. Działalność tej Trzeciej Osoby bywa tylko zdawkowo opisywana w opracowaniach chrześcijańskich. Jest w nich mowa o pewnej tajemniczej osobowości, ale są to tylko ogólne określenia, a tak naprawdę nieodpowiadające na podstawowe pytanie – kim On jest? Przy pewnym intuicyjnym zrozumieniu pojęcia Boga Ojca i dość szczegółowym opisie działalności Jezusa Chrystusa, wiedza o Duchu Świętym jest raczej znikoma.
Zdarza się, że ludzie traktują Ducha Świętego jak jakąś nieosobową moc lub duchową energię. Bywa, że jest On postrzegany jako symbol tajemniczej, wszechobecnej siły, której skutki działania znamy tylko w postaci niewytłumaczalnych zjawisk. Powstało zresztą wiele powiedzonek w stylu: „nie jestem Duchem Świętym, aby to wiedzieć…”, co wskazuje na taki właśnie obraz Ducha Świętego. Dlatego warto poświęcić Jego Osobie trochę czasu.
Na początku chciałbym podać kilka ważnych uwag, które pomogą zrozumieć, kim jest Duch Święty. Z poprzednich rozdziałów wynika, że Bóg jest Stwórcą wszechświata i że ten wszechświat wyłonił się z Niego Samego. Wynika z nich również to, że Jego Duch w postaci pierwoistnych praw i zasad przenika wszystko i wszystkich. To pojęcie Ducha Bożego oznacza Samego Boga, a właściwie Jego Osobowość, ale nie odnosi się do postaci Ducha Świętego, choć wielu ludzi, szczególnie chrześcijan, uważa te dwa pojęcia za tożsame. Według mnie tak jednak nie jest. Krótko mówiąc, Duch Święty powinien być jakąś samodzielną osobowością, oczywiście duchową, związaną „partnersko” z osobą Jezusa Chrystusa. W następnych akapitach wyjaśniam, co przez to rozumiem.
Najpierw przypomnę moje rozumowanie zaprezentowane w rozdziale o Jezusie Chrystusie, gdyż dotyczy ono również Ducha Świętego. Jego podstawą uczyniłem biblijną historię Adama i Ewy z Ogrodu Eden. W pierwotnym planie Boga byli to przyszli rodzice całej ludzkości. Mieli oni tworzyć z Bogiem rodzaj trójcy, zwanej przeze mnie Trójcą Pierwotną, ale niestety do tego nie doszło. Dlatego w procesie zbawienia powinni byli się pojawić Drugi Adam i Druga Ewa. To skłania do wniosku, że Jezus z Nazaretu, jako Drugi Adam, powinien był otrzymać od narodu żydowskiego oblubienicę, czyli Drugą Ewę. W pewnym sensie sugeruje to sama Biblia. Niestety, zanim Jezus mógł dokonać odnowy sytuacji z Ogrodu Eden, został odrzucony przez Swój naród i zabity. Po zmartwychwstaniu powrócił już tylko duchowo i dlatego Jego „partnerka” też mogła pojawić się tylko duchowo. To właśnie mógłby być Duch Święty, stanowiący żeński odpowiednik Córki Boga, towarzyszącej w procesie zbawienia Synowi Bożemu, Jezusowi Chrystusowi. Tworzą Oni razem z Bogiem Trójcę Świętą, ale są to trzy różne Osoby. Przypominam, że w rozdziale o Jezusie Chrystusie określiłem Trójcę Świętą jako formę działania Boga, ponieważ On Sam jest Jedyny i Absolutny.
Skupię się jednak obecnie na dwóch historiach blisko związanych z misją Jezusa Chrystusa, które wciąż pozostają niewyjaśnione. Pierwsza to dalszy los kobiety, która mogła stać u Jego boku jako Druga Ewa. Druga to wydarzenia związane z narodzeniem się Jezusa. Teraz to są tylko moje przypuszczenia, ale być może kiedyś poznamy pełną prawdę o tych faktach.
Ponieważ Druga Ewa nigdy nie pojawiła się fizycznie u boku Drugiego Adama, dlatego znamy tylko duchowe działanie Jej Odpowiednika. Zacznijmy od tego, że w odpowiednim czasie w ówczesnym Izraelu powinna narodzić się i wychowywać jakaś młoda kobieta, zwana oblubienicą, którą prawdopodobnie aniołowie specjalnie przygotowywali do misji małżonki Jezusa. Nie wiem, jak było w rzeczywistości oraz kiedy ta osoba zmarła i przeszła do świata duchowego. Ponieważ była ona przygotowywana zarówno przez aniołów, jak i przez wiele osób ze świata duchowego, to można sądzić, że misję Ducha Świętego spełniają teraz wraz z nią aniołowie i osoby duchowe takich kobiet, jak znane ze Starego Testamentu: Sara, Rebeka, Rachel, Tamar i wiele innych. Istnienie Ducha Świętego można zatem rozumieć jako zbiorową osobowość. Dlatego jest On tak wszechobecny i tak aktywny w świecie duchowym oraz dlatego bezgranicznie wspiera Jezusa. Przypuszczam, że część cudów przypisywanych przez katolików Matce Boskiej wynika z działalności Ducha Świętego.
Jezus przeszedł Swoją drogę życiową publicznie i otwarcie. Jego codzienne życie znali Jego uczniowie, apostołowie oraz tysiące zwolenników i wrogów. Dlatego Jezus jest teraz tak „publicznie widoczny” w cywilizacji chrześcijańskiej. Tymczasem Duch Święty nie ma za sobą żadnej publicznej działalności i nie ma o Nim żadnego fizycznego wyobrażenia. Powinienem użyć sformułowania: „o Niej” zamiast: „o Nim”, ale przyjęte powszechnie „męskie” określenie duchowej Drugiej Ewy jako Ducha Świętego na to nie pozwala. Trzeba zatem zaakceptować zwyczaj językowy i przejść do porządku dziennego nad formami gramatycznymi. Duch Święty działa jakby w ukryciu, w drugiej linii za Jezusem i nie rzuca się w oczy tak jak On. Nikt nie widział żadnych fizycznych podobizn Ducha Świętego, żadnych rzeźb czy malowideł, choć czasem artyści prezentują Jego obraz w postaci gołębicy (zwracam uwagę na rozdaj żeński). Ten ptak z promieniami jest jedynym powszechnie znanym obrazem postaci Ducha Świętego.
Logicznie sądząc, zarówno Jezus, jak i Jego niedoszła „oblubienica”, której tożsamości nie znamy, musieli się narodzić z konkretnych ziemskich rodziców. Rodziców tej młodej kobiety, która miała stać u boku Jezusa, pewnie nigdy nie poznamy, ale o to nikt nie pyta. Dociekliwi pytają raczej o rodziców Jezusa. Matka Jezusa, Maria, jest oczywiście osobą znaną. Ale już sam fakt narodzenia się Syna Bożego przy utrzymanym dziewictwie był i jest dyskutowany od wieków. Myślę, że w tej dyskusji sam problem dzieworództwa Marii jest problemem wtórnym, bowiem chodzi tu raczej o problem zapłodnienia przyszłej matki przez biologicznego ojca. Uznanie przez kościół katolicki dziewictwa Matki Boskiej za dogmat wynika z wiary, że poczęcie miało miejsce na skutek działania Ducha Świętego lub Ducha Bożego. To oczywiście nie da się pogodzić z moimi poprzednimi twierdzeniami, że Duch Święty jest „duchową partnerką” Jezusa, a Duch Boży to wszechobecna duchowa Osobowość Boga.
Wkraczamy więc w kolejną tajemnicę, ale tym razem spróbuję ją wyjaśnić jedynie na podstawie moich przemyśleń. Zaznaczam z góry, że jest to tylko moje własne logiczne rozumowanie, które sam przeszedłem, gdyż uważam to za mój obowiązek. Nie chcę go narzucać nawet samemu sobie, a tym bardziej nikomu innemu. Tego rozumowania jestem tylko częściowo pewien, choć biorę za nie moją osobistą odpowiedzialność. Tak samo nie uchylam się od odpowiedzialności za wszystkie inne twierdzenia w niniejszym opracowaniu.
Każda osoba fizyczna bierze swój początek od wniknięcia męskiego plemnika do łona kobiety. Zatem jakiś mężczyzna, czyli jakiś dawca nasienia, musiał spowodować narodzenie się Jezusa. Uważam, że musiał to być ktoś z otoczenia Marii, ale nie był to sam Józef, jej małżonek, gdyż zapłodnienie łona Marii nastąpiło jeszcze w okresie, gdy była panną. Pewnym tropem może tu być fakt, że Jezus, poza odrodzeniem pozycji Adama, powinien też odrodzić centralną pozycję drugiego pokolenia z Ogrodu Eden, czyli zamordowanego Abla. A zatem Jezus powinien mieć starszego brata w roli Kaina. Odwrócenie dawnej zbrodni polegałoby na tym, że ktoś w pozycji Kaina powinien pokochać kogoś w pozycji swego młodszego brata, a następnie ochronić go przed śmiercią. Do tej roli idealnie nadawał się Jan Chrzciciel, syn Elżbiety i Zachariasza. Był on starszy od Jezusa, ponieważ narodził się przed Nim. Dlatego według moich przypuszczeń dawcą nasienia dla Jezusa był Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela. Oczywiście, matką Jana była Elżbieta, a matką Jezusa Maria. Jan Chrzciciel i Jezus mogli być po prostu przyrodnimi braćmi. Dawałoby im to możliwość naprawienia zbrodni Kaina, która na wiele pokoleń zatrzymała proces zbawienia ludzkości. Sam moment poczęcia Jezusa mógł dokonać się gdzieś w świątyni, którą opiekował się będący kapłanem Zachariasz. Mogło to wydarzyć się w tajemnicy przed wszystkimi, w jakimś jej cichym i ustronnym miejscu, najprawdopodobniej w nocy. Dziewictwo Marii mogło być też zachowane, tak jak i jej przyszłe dzieworództwo, gdyż medycyna zna takie przypadki. Zarówno Zachariasz, jak i przebywająca często w jego domu Maria mogli to potraktować jako swoisty obrzęd religijny, co dodatkowo podkreślałoby nadzwyczajność momentu poczęcia. Pisma Starego Testamentu opisują zresztą pewne nietypowe zdarzenia związane z zapłodnieniem kobiety, na przykład w przypadku Sary czy Tamar. To wszystko, co w najlepszej wierze przyjąłem jako zrozumienie historii i znaczenia poczęcia Jezusa Chrystusa. Myślę, że takie rozumowanie może być brane pod uwagę przez obiektywnych badaczy Biblii.
Należy jeszcze dodać kilka wyjaśnień dotyczących Ducha Świętego, a przeznaczonych szczególnie dla chrześcijan. Twierdzą oni, że każdy grzech może zostać odpuszczony, i ja też tak twierdzę. Ale jest jeden wyjątek. Chodzi o grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Ten grzech ponoć nie może być odpuszczony. Pytałem wielu duchownych chrześcijańskich, na czym dokładnie polega grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Najczęściej uzyskiwałem niejednoznaczne odpowiedzi wynikłe z różnych domysłów i zawiłych teorii. Ja też na ten temat mam swoją, zupełnie jednoznaczną teorię, choć niestety trochę zawiłą.
Wcześniej jednak wyjaśnię inną kwestię. Według mojej dotychczasowej wiedzy jedynym grzechem, który nie może być obecnie odpuszczony, jest grzech pierworodny. Nie mogą go zmazać żadne ludzkie starania i ceremonie. Przyniósł on bowiem ludziom śmierć duchową, a jego odpuszczenie może się dokonać tylko przez proces pełnego zbawienia ludzkości dokonany przez Zbawiciela. Da to ludziom możliwość powtórnego, duchowego narodzenia się, czyli rozpoczęcia nowego życia pod zwierzchnictwem Boga. Ten fakt zostanie dokładniej wyjaśniony w rozdziale o zmartwychwstaniu.
Wrócę zatem do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. To musi być grzech pozostający w jakimś związku z grzechem pierworodnym, który zamknął drogę do powstania Królestwa Niebieskiego. Właściwym twórcą tego grzechu był Szatan. W takim razie jego działanie nie może zostać odpuszczone. Pierwsze stadium tego grzechu polegało na zawładnięciu Ewą przez Archanioła Lucyfera, to znaczy na doprowadzeniu jej do zjednoczenia się z nim w akcie absolutnie sprzecznym z całą koncepcją stworzenia świata. To nie może podlegać przebaczeniu. W odróżnieniu od tego pierwszego stadium druga faza, w której brali udział tylko Adam i Ewa, była już zgodna z koncepcją Stwórcy, choć przeprowadzona wbrew Jego Woli. Taka sytuacja może już zyskać przebaczenie. Ponieważ Jezus Chrystus był Drugim Adamem, to grzechy przeciwko Niemu mogą być odpuszczone. Tymczasem Duch Święty reprezentuje Drugą Ewę. Uważam, że grzech przeciw Duchowi Świętemu oznacza dokonanie czegoś absolutnie sprzecznego z pierwotną koncepcją Boga, a taki czyn miał miejsce tylko między pierwszą kobietą a biblijnym Wężem, którego tożsamość już poznaliśmy. Misją Ducha Świętego było odrodzić Ewę z Ogrodu Eden, która brała udział w pierwszej, nieprzebaczalnej fazie upadku. Tymczasem Szatan, posługując się ludźmi z narodu wybranego, nie dopuścił do naprawy pierwszej fazy upadku, w którym brał on bezpośredni udział razem z Ewą. Twierdzę zatem, że tylko Szatanowi i jego upadłym aniołom nie może zostać odpuszczony ich grzech. Muszą zostać wyeliminowani wraz ze swoim piekłem i z upadłą naturą zaszczepioną ludziom. Po prostu cały ten upadły system musi przestać literalnie istnieć. Dlatego nie stosuje się wobec niego typowego pojęcia przebaczenia.
Jezus Chrystus, pomimo że mówił o braku możliwości przebaczenia za ten grzech, nigdy nikogo za niego nie oskarżył. Szczególnie nie obciążył nim nikogo z ówcześnie Mu żyjących, choć miał wielu wrogów, którzy podpadali pod obecne definicje tego grzechu prezentowane przez przedstawicieli chrześcijaństwa. Za to zdecydowanie wskazywał na Szatana, jako na tego, któremu nie można przebaczyć dokonanych zbrodni na ludzkości.
Przypominam, że Syn Boży, wiedząc o tym wszystkim, prosił w ostatnich słowach Swojego życia o odpuszczenie ludziom ich zbrodni, „bo nie wiedzą, co czynią”. Niestety, Jego ukrzyżowanie przedłużyło aż do dzisiejszych czasów panowanie Szatana nad ludźmi. Zniweczyło również sens istnienia narodu wybranego, którego postacie centralne, w tym również wybrane kobiety, wypracowały z ogromnym poświęceniem przyjście Zbawiciela i przygotowały dla Niego oblubienicę. W pewnym więc sensie zbrodnia ta rzutuje pośrednio na losy Ducha Świętego. Późniejsza historia Izraelitów pokazuje, że ten grzech obciąża ich aż do dzisiaj. Równocześnie wiadomo, że winę za niego można zmazać jedynie poprzez dokończenie procesu zbawienia. Może dlatego Żydzi wciąż czekają na przyjście Mesjasza?
W kolejnej uwadze, przeznaczonej szczególnie dla chrześcijan, chcę podkreślić, że w moim tekście starałem się rzucić światło na pewne tajemnice, których poznanie uniemożliwiały dotychczas różne nakazy, dogmaty i posądzenia o herezje. Ja tymczasem starałem się logicznie wyjaśniać moje zrozumienie tak zwanych tajemnic wiary, których jest obecnie bardzo wiele skutkiem działalności teologów i przywódców religijnych. Przeciwstawiają oni bardzo często logikę ludzką logice Boskiej, twierdząc, że są to dwa zupełnie różne sposoby myślenia. Tymczasem w swoich dociekaniach nie są w stanie rozeznać granicy między punktem widzenia a logicznym rozumowaniem. W moim opracowaniu wielokrotnie wyjaśniałem, że rzeczywiście punkt widzenia Boga jest w ogromnej większości przypadków zupełnie inny, niż punkt widzenia człowieka. Ten ostatni jest niestety obciążony upadłą naturą odziedziczoną od Szatana i życiem w świecie pod jego panowaniem. Te dwa punkty widzenia można rzeczywiście sobie przeciwstawiać.
Jednak w przypadku używania przez ludzi ich intelektu sprawa wygląda inaczej. Życie w upadłym świecie nie oznacza, że nasze ludzkie rozumowanie i logiczne myślenie są zwykle sterowane przez zło pochodzące od Szatana i że nie potrafimy myśleć i rozumować jak dzieci Boga. Przecież człowiek ma nie tylko złą, upadła naturę, ale również tę pierwotną, odziedziczoną od Stwórcy. Pomimo że upadła natura ma tendencję do dominacji nad naturą pierwotną, to nasze myślenie i rozumowanie jest najczęściej połączoną funkcją tych dwóch natur. Na dodatek twierdzę, że w pewnych sytuacjach nasze rozumowanie i logiczne myślenie wyzwalają się prawie całkowicie spod wpływów upadłej natury. Nawiązuję tu do słów samego Jezusa: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski." (Mt 5,48).
Dzieje się tak, gdy ktoś zwraca się w stronę Boga poprzez modlitwy, przez intensywne skupienie się w dobrej atmosferze duchowej, a przede wszystkim przez kierowanie się impulsami szczerego serca i czystego sumienia. Wtedy najczęściej pojawia się myślenie i rozumowanie wywodzące się z jego pierwotnej natury. Przykładem tego mogą być starotestamentowi prorocy, liczni święci chrześcijańscy, a czasem zakonnicy i mnisi z różnych wyznań. W mniejszym stopniu, choć zdarzają się wyjątkowe przypadki, dotyczy to tak zwanych zwykłych ludzi, na przykład osób spędzających całe godziny na modlitwach i medytacjach. Jeszcze raz odwołam się tu do słów Jezusa: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a zostanie wam otworzone. Bo każdy, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a pukającemu zostanie otworzone.” (Mt 7,7-8).
Analityczne myślenie i logiczne rozumowanie doprowadziły do ogromnego rozwoju cywilizacji ludzkiej, która ma dobre i złe strony wynikłe z istnienia tych dwóch wspomnianych natur. Wciąż zmagamy się z oddzielaniem dobra od zła. W dużym stopniu i w większości przypadków potrafimy je odróżnić od siebie. A więc nie jest z nami aż tak źle, choć żyjemy w piekle. Posiadamy przecież niezniszczalną więź z Bogiem, dzięki której z naszego serca i sumienia płyną pozytywne myśli, sprawiedliwe oceny i dobre uczynki.
Zdecydowałem się poczynić powyższe wyjaśnienia w związku z istnieniem licznych tajemnic związanych z życiem religijnym. Tych tajemnic nie powinno być, bowiem oznaczają one, że czegoś nie rozumiemy i kryjemy za nimi swoją niewiedzę. Włączając analityczne myślenie i logiczne rozumowanie pochodzące z naszej pierwotnej natury, możemy rozszyfrować wiele zagadek i tajemnic oraz doprowadzić do prawdziwego zrozumienia wielu niejasnych przedtem faktów. Nie ma oczywiście pewnej recepty, jak to robić, ale na pewno trzeba tego bardzo chcieć i stale zwracać się o wsparcie do Boga, do Jezusa Chrystusa i do aniołów, co potocznie nazywamy modlitwą.
Celem tego opracowania jest, między innymi, rozpoznanie i wyjaśnienie licznych tajemnic, które najczęściej, zamiast zbliżać nas do Boga, oddalają od Niego. Szczególnie dotyczy to zagadkowych zjawisk związanych z Odkupieniem dokonanym przez Jezusa Chrystusa. Tajemnica Jego narodzenia, tajemnica dokonanych przez Niego cudów, tajemnica Jego śmierci krzyżowej, tajemnica Jego zmartwychwstania czy tajemnica wniebowstąpienia – te wszystkie niewyjaśnione do końca zjawiska w ogromnym stopniu czynią naszego Odkupiciela ponadludzkim i niedostępnym. Tymczasem przyszedł On właśnie po to, aby odsłonić wszelkie tajemnice i usunąć wszelkie bariery istniejące między Ojcem Niebieskim i Jego dziećmi. Można oczywiście zrozumieć, że zabrakło Mu czasu na przekazanie nam pełniejszej wiedzy dotyczącej Boga, gdyż naród żydowski ograniczył termin Jego misji do trzech lat i gwałtownie przerwał Jego wielkie dzieło nauczania ludzi na Ziemi. Stało się to na samym początku Jego działalności. Nic dziwnego, że pozostało wiele spraw do wyjaśnienia. Jednak sytuacja sprzed 2000 lat nie powinna stawać się przyczyną powstawania wielu kolejnych tajemnic dotyczących działalności Jezusa, a tym bardziej powodować uniemożliwiania ich rozpoznawania poprzez narzucenie ludziom dogmatów i zakazów. Są one bowiem sprzeczne z pierwotną naturą człowieka, która wciąż szuka Boga i chce Go lepiej poznać. Nasze serce pochodzi od Serca Boga i gdy jest czyste, chce w naturalny sposób wrócić do pierwotnej więzi z Ojcem Niebieskim. Będę zatem dalej używał uczciwego rozumowania i logicznego myślenia, ponieważ tak nakazują mi moje serce i moja pierwotna natura powiązane z Bogiem. Oczywiście, szczerze przyznaję się do moich ograniczeń, co już wyraziłem w rozdziale o Bogu jako Stwórcy. Stwierdzam tam otwarcie, że tajemnica nieskończoności i wieczności, a przede wszystkim tajemnica istnienia Samego Boga pozostają całkowicie poza moim analitycznym rozumowaniem i logicznym myśleniem. Tymczasem w wielu innych sytuacjach nie zwalnia mnie to z obowiązku szukania odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące na przykład powstania wszechświata, pochodzenia człowieka czy procesu zbawienia.